Czy paniczny lęk przed infekcją był uzasadniony. Jakie będą długofalowe skutki zatrzymania życia społecznego i gospodarki? Czy restrykcje sanitarne i tzw. lockdown niosą ze sobą bankructwa firm, bezrobocie, wyższe wskaźniki przemocy domowej, regres edukacyjny dzieci i wiele innych groźnych konsekwencji? Czy wszyscy, u których wykryto zakażenie to osoby chore? Ile osób faktycznie zmarło z powodu COVID-19, a ile zmarło lub umrze z powodu zablokowania służby zdrowia? Na te i wiele innych pytań odpowiadali goście Jana Pospieszalskiego w programie „Warto rozmawiać”: prof. Włodzimierz Gut, dr Franciszek Rakowski, dr Mariusz Błochowiak i Maciej Pawlicki.
Jako pierwszy głos zabrał profesor Włodzimierz Gut, który przekonywał, że koronawirus ma niski potencjał zabijania ludzi, co nie znaczy, że nie jest groźny. – Głównym problemem nie jest to, że koronawirus jest zabójczy, tylko to, że jest po prostu nowy – podkreślił.
Następnie głos zabrał dr Mariusz Blochowiak, który powtórzył to, co mówi od początku marca, kiedy pojawiły się pierwsze informacje na temat „śmiertelnego żniwa”, jakie ma zbierać na świecie koronawirus. – Nie ma żadnej epidemii, ani pandemii, co widać na twardych danych, czyli ilości zgonów. W roku 2018 mieliśmy podobną ilość zgonów, co w roku 2020. Jeśli nie ma zgonów, to nie ma epidemii – podkreślił.
Dr Błochowiak dodał, że wszystko opiera się na definicji epidemii i pandemii. – W świadomości ludzkiej epidemia czy pandemia wiąże się z czymś nadzwyczajnym, ponadprzeciętnym. Klasyczna definicja sprzed 2009 roku wiązała epidemię czy pandemię z nadliczbową ilością zachorowań i zgonów niż normalnie. W przypadku koronawirusa nie mamy do czynienia z czymś ponadprzeciętnym. To jest po prostu normalny sezon, gdzie liczba zgonów jest taka sama, co w poprzednich latach – zaznaczył.
Według publicysty Macieja Pawlickiego nieustanne informowanie o liczbie zarażonych koronawirusem jest głównym narzędziem wprowadzania w błąd opinii publicznej i głównym narzędziem prowokowania psychozy i histerii strachu. – To są zakażenia, a nie zachorowania! Zakażenia w około 90 proc. są przechodzone bezobjawowo, a zachorowanie na COVID-19, to ciężka niewydolność układu oddechowego – stwierdził publicysta. – Liczy się to, o czym mówili moi przedmówcy, czyli śmiertelność. Czy nie macie poczucia, że jesteśmy w jakimś domu wariatów. Mamy niższą śmiertelność niż zwykle i tylko dlatego, że nie znaliśmy czegoś, co się nazywa koronawirus Sars-CoV-2, zamrażamy cały świat, niszczymy służbę zdrowia, życie społeczne i ekonomię? Ktoś tu wykreował coś zupełnie sprzecznego z powszechnym poczuciem zarazy czy pandemii – dodał.
Dr Franciszek Rakowski, były doradca poprzedniego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego wyraził odmienne stanowisko. – Takie wydarzenie jak epidemia koronawirusa wydarza się po raz pierwszy w dziejach świata. Podczas poprzednich epidemii świat wyglądał inaczej, mobilność ludzka wyglądała inaczej, nasza świadomość dotycząca interwencji farmaceutycznych była na zupełnie innym poziomie niż obecnie, gęstość kontaktów fizycznych była niespotykanie inna. Obecnie mamy do czynienia z pierwszym takim wydarzeniem w historii i w związku z tym ciężko powiedzieć, że mamy doskonałe narzędzia, żeby je w sposób niezawodny opisać – stwierdził.
W drugiej części programu rozmawiano na temat działań podjętych przez rządy w związku z koronawirusem. – Te działania były niepotrzebne. Politycy dali się na początku wkręcić w tę panikę światową, bo WHO ogłosiło pandemię, a inne kraje poszły w tym kierunku. Jednak już 19 marca pojawiły się pierwsze badania, później kolejne, które mówiły, że śmiertelność koronawirusa jest na poziomie grypy. Wtedy należało skończyć całe to przedstawienie – powiedział dr Błochowiak. Dodał, że z danych eksperymentalnych wiadomo, że epidemia trwa maksymalnie półtora miesiąca.
– Epidemia kończy się wtedy, kiedy w społeczeństwie mamy wystarczającą ilość osób uodpornionych, która nie pozwala się rozszerzać tej epidemii dalej. To jest z reguły rzędu 50-60 proc. ogółu, u których można wykryć przeciwciała. Wtedy dopiero epidemia tego samego szczepu nie jest w stanie się dalej rozwijać. Obecnie w Polsce nie ma końca epidemii, tylko zostało zdławione to, co zaczęło się kilka miesięcy temu, a stało się to przez nasze specyficzne zachowanie. Gdybyśmy odpuścili, to wirus zainfekowałby znaczną ilość społeczeństwa – kontrował dr Rakowski.
Następnie głos zabrał Maciej Pawlicki. – Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żebyśmy sobie zdawali sprawę, ilu ludzi rzeczywiście umarło w Polsce na COVID-19. Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na pytanie jednego z dziennikarzy poinformowało, że do lipca na COVID, bez chorób współistniejących zmarło w Polsce 296 osób, co oznacza, że w okresie „straszliwej pandemii” umierała jedna, może dwie osoby dziennie. W związku z tym wykreowano przy pomocy codziennego komunikatu o liczbie zakażonych i liczbie zgonów poczucie strachu w ludziach i zgodę na paraliż. Najwyższy czas to skończyć, bo obraca się to przeciwko państwu polskiemu i Polakom – tłumaczył.
Po przytoczeniu przez Macieja Pawlickiego danych statystycznych Jan Pospieszalski zaprezentował wykresy, na których przedstawiono liczbę zgonów w Polsce w styczniu, lutym, marcu i kwietniu w latach 2018-2020. Okazało się, że w roku 2018 w tym okresie w Polsce zmarło 151 328 osób, a w roku 2020 – 142 197 osób.
Według profesora Guta to właśnie skutek zastosowania ograniczeń. – Mamy do czynienia z wypadkową dwóch zdarzeń. Metody, które zostały zastosowane, czyli m.in. metoda dystansu wpływa na wszystkie wirusy, a nie tylko na koronawirusa – tłumaczył wirusolog.
W odpowiedzi na stwierdzenie uczonego dr Błochowiak ponownie powiedział, że „mamy do czynienia z normą”. Jego zdaniem nie doszło do niezwykłej tragedii.
Jednak zdaniem doktora Rakowskiego mogłoby do niej dość, gdyby nie ograniczenia. – Historia dostarcza nam argumentów i wydarzeń, które są przerażające – stwierdził uczony. Po tych słowach w studiu zapanowała burzliwa atmosfera.
Maciej Pawlicki powiedział, że decyzje rządzących miały bardzo ciężkie konsekwencje. – A pan by przyjął świadomość decyzji, która skończyłaby się włoskimi konwojami trumien? – zapytał publicystę profesor Gut.
– Prawdopodobnie w tym roku będzie kilkanaście tysięcy więcej zgonów na nowotwory w Polsce z powodu tego, że zostały przerwane leczenia i przerwane diagnozowanie. Pan mnie pyta czy ja bym wziął odpowiedzialność. A czy pan weźmie odpowiedzialność za tych kilkanaście tysięcy nowych zgonów na nowotwory i wiele zgonów na inne choroby? – odpowiedział Pawlicki.