Żydowskie roszczenia to hucpa

Zastanawiacie się, w jaki sposób żydowskie organizacje domagające się pieniędzy od Polski, wyliczyły wartość swoich roszczeń? Ja zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu. Tym bardziej, że ta kwota cały czas rośnie. Początkowo było to 65 miliardów dolarów. Potem padła kwota 230 miliardów dolarów. Teraz mówi się już nawet o 300 miliardach dolarów. Skąd te szacunki i o jakie mienie chodzi?

Zacznijmy od tego, że te roszczenia nie mogą dotyczyć mieni a należącego przed wojną do gmin żydowskich (synagogi, ubojnie, mykwy, cmentarze). Majątek tych gmin jest bowiem od 1997 roku sukcesywnie zwracany lub wypłacane są rekompensaty. Dzieje się to na mocy przepisów ustawy o restytucji mienia przedwojennych gmin żydowskich. Beneficjentami w tej procedurze są: Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich RP, Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce oraz Gmina Żydowska w Warszawie.

Według danych ZGWŻ do 2009 r. wartość odzyskanych nieruchomości przekroczyła 205 mln złotych. Ponadto Komisja Regulacyjna do spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich przyznała żydowskim organizacjom wyznaniowym 82 mln zł w ramach rekompensat i odszkodowań za mienie, którego zwrot w naturze nie jest możliwy (np. zabudowane osiedlami cmentarze, zburzone synagogi). Rzeczywista wartość zwracanego majątku jest jednak trudna do określenia, ponieważ – jak w 2013 roku informował Artur Koziołek, rzecznik prasowy Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji – Komisja Regulacyjna do spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich nie prowadzi zestawień odzyskanych nieruchomości. Jednak bez względu na wartość majątku przedwojennych gmin żydowskich nie może on być wliczany do  roszczeniowej kwoty 65-300 miliardów dolarów, bo sprawa jest rozliczana na miejscu i żadna zagranica nie ma tu nic do gadania.

Pozostaje zatem majątek prywatny. Zajmijmy się najpierw majątkiem ruchomym. Wbrew bajkom opowiadanym przez Jana T. Grossa żydowskie ruchomości nie zostały zagrabione przez Polaków. Oczywiście, jakaś drobna część tego majątku trafiła w polskie ręce na skutek grabieży, ale był to ułamek procenta. Dlaczego? Dlatego, że żydowskie ruchomości zostały ukradzione przez ówczesnych panów życia i śmierci w okupowanej Polsce, czyli przez Niemców. A Niemcy kradli wszystko – od biżuterii, poprzez ubrania i okulary, aż po ołówki i szmaty. I całe to mienie przechodziło na skarb III Rzeszy. Osoby, które usiłowały coś skubnąć na boku, dostawały wyrok śmierci. Tak stało się w przypadku dwóch komendantów obozu w Majdanku. Karl Otto Koch i Herman Florstedt zostali w 1945 roku skazani na karę śmierci przez Sąd Specjalny SS za kradzież żydowskiego mienia, które w myśl ówczesnych przepisów stanowiło majątek państwa niemieckiego. Opowieści o Polakach, którzy ograbili Żydów za pozwoleniem Niemców, można więc włożyć między bajki.

Jak w rzeczywistości wyglądała grabież mienia żydowskiego wynika np. ze sprawozdań finansowych Odilo Globocnika, szefa tzw. Akcji „Reinhardt”. W sprawozdaniu z 4 listopada 1942 roku Globocnik przedstawił wartość żydowskich ruchomości zagrabionych przez Niemców i skrupulatnie wyliczył przedmioty, które przejęła III Rzesza. W zestawieniu znajdują się nie tylko dewizy w banknotach, złote monety, kruszce, zegarki, papierośnice ale też okulary, maszynki do golenia, ołówki, scyzoryki, nożyczki, budziki, termometry oraz „462 wagony szmat, 251 wagonów pierza, 317 wagonów odzieży i bielizny”. Wartość tego transportu wyliczył Globocnik na ponad 100 milionów marek niemieckich. W kolejnym zestawieniu z 27 lutego 1943 roku kwota wzrosła do prawie 180 milionów marek.

Tak wyglądała grabież mienia żydowskiego i o odszkodowanie niech Żydzi zwracają się do Niemców. Polaków proszę w to nie mieszać.

Pozostaje nam zatem wartość nieruchomości należących do Żydów w przedwojennej Polsce. I tu dochodzimy do sedna, czyli mega hucpy w wykonaniu przemysłu Holokaustu. Udało im się wmówić światu, że przedwojenni polscy Żydzi byli takimi bogaczami, że płacili 40% wszystkich podatków. A skoro płacili takie podatki, to znaczy, że ich majątek był ogromny. A skoro był ogromny, to znaczy, że można teraz zażądać ogromnych odszkodowań z tytułu jego utraty (pomijam już fakt, że żądania przemysłu Holokaustu nie mają żadnych podstaw prawnych).

Jako źródło informacji o bogatych Żydach w przedwojennej Polsce podaje się prof. Yehudę Bauera, który pisze, że „Żydzi w Polsce, stanowiący 10% populacji, płacili 40% wszystkich podatków”, przy czym nie podaje on żadnego źródła tych rewelacji. Tezę Bauera powtarza Anthony Polansky, który jako źródło wskazuje pracę Simona Segala, który… również nie podaje źródła tych ustaleń. Co ciekawe, Polansky podaje, że „1 milion z 3 milionów Żydów Polskich prawie w całości uzależniony był od pomocy dobroczynnych organizacji. W 1938 roku 50% Żydów w Polsce nie było w stanie zapłacić 5 zł komunalnego podatku, 50% pozostałych nie było stać na zapłacenie 10 zł”. Jako źródło tych informacji Polansky wskazuje opracowanie prof. Oskara Janowskiego, który o przedwojennych polskich Żydach pisze tak: „75% Żydów można sklasyfikować jako biedotę”. A oto jeszcze jedna informacja podana przez prof. Yehudę Bauera: „W 1931 roku 48,86% Żydów posiadało dochód nie przekraczający 50 zł na tydzień, 29,06% posiadało dochody pomiędzy 50 a 100 zł na tydzień. W 1929 roku 15-30% Żydów żyło poniżej poziomu nędzy”.

Z powyższego wynika więc, że w większości polscy Żydzi byli biedni jak przysłowiowa mysz kościelna. Jakim cudem mieli płacić 40% podatków w przedwojennej Polsce? Przecież to jest piramidalna bzdura. Nie zapominajmy przy tym, ze ten mityczny żydowski 40-procentowy podatek miał wpływać do budżetu również z terenów, których dziś państwo polskie nie posiada. Jeśli jakiś żydowski krezus płacił podatki w II RP mieszkając we Lwowie, to przecież Polska nie może być adresatem żądań odszkodowawczych za utracony przez niego majątek. W tej sprawie niech Żydzi piszą do Ukraińców. Ciekawe, co im Ukraińcy odpiszą.

Podsumujmy: mityczne 65-300 miliardów dolarów nie może dotyczyć ani mienia przedwojennych gmin żydowskich, ani żydowskich ruchomości, ani też nie odzwierciedla wartości nieruchomości, która to wartość wyliczana jest w oparciu o mityczny podatek. Nie może też dotyczyć majątków znajdujących się na terenach, które po II wojnie Polska utraciła. Istotna jest też kwestia hipotecznego zadłużenia żydowskich nieruchomości w przedwojennych bankach. Czy te hipoteki zostały spłacone? Nie wierzę, że 1 września 1939 roku wszyscy Żydzi byli z polskimi bankami „na zero”. To jest po prostu niemożliwe.

Mamy zatem sytuację kuriozalną. Nie dość, ze żydowscy gangsterzy z przemysłu Holokaustu domagają się od Polski pieniędzy wbrew obowiązującemu prawu (Kodeks Cywilny i umowy indemnizacyjne wykluczają takie żądania), to jeszcze wyssali sobie z palca gigantyczną kwotę, która nie ma żadnego pokrycia w rzeczywistości.

Powtarzam, większość polskich Żydów przed wojną to były „biedne Joski chude”, a nie osoby płacące 40% ogółu podatków. Ich skromny dobytek jak też majątek niewielkiej części dobrze sytuowanych polskich Żydów został ukradziony przez Niemców, zniszczony przez Niemców (w Warszawie do gruntu) lub znalazł się na terenach utraconych przez Polskę. Majątek przedwojennych gmin żydowskich jest zwracany na mocy ustawy z 1997 roku. A 65-300 miliardów dolarów to mega hucpa żydowskich gangsterów, którym należy jasno i wyraźnie powiedzieć: Piszcie na Berdyczów!

Źródło: http://wprawo.pl/2018/05/06/katarzyna-ts-mega-hucpa-czyli-jak-zydzi-wyliczyli-gigantyczna-kwote-roszczen-wobec-polski/